Coś ostatnio ciemno i ponuro, zachmurzenie pełne, a jeszcze kilka dni temu świeciło słoneczko a w jego blasku świat wyglądał jakoś weselej...
W purpurze liści perukowca pojawił się koralowoczerwony poblask,
a liście berberysu zapłonęły ognistą czerwienią.
W ogrodzie pierwsze skrzypce zagrały teraz kaliny: ta koralowa
i ta koreańska, która nie dość, że pięknie przebarwia liście, to jeszcze zakwitła. Na czubku starego krzewu rozwinęło się kilka silnie pachnących kwiatostanów. Właściwa pora kwitnienia tego krzewu przypada na kwiecień, ale często potrafi zakwitnąć na przedwiośniu, albo tak jak teraz.
Pięknie wybarwiła liście młoda morela.
Oprócz kwiatów krótkiego dnia, jak chryzantemy, dla których ta pora kwitnienia to normalka,
kwitną ostatnie róże,
i co najdziwniejsze rozkwitła też ostróżka, którą ostatnio częściowo uszkodził poranny przymrozek i z kilku błękitnych łodyg została jedna.
Piękne są jeszcze trawy
i przekwitłe kwiaty hortensji kosmatej,
a na niebieskie owoce dzikiego wina niedługo przylecą kwiczoły
W okolicy też można spotkać jeszcze pięknie ubarwione drzewa i krzewy. Kilka zdjęć z dzisiejszego spaceru ...
Przy tak pochmurnym, listopadowym dniu ogniste kolory podnoszą na duchu.
Trzeba jakoś wytrzymać do tej wiosny. Gdybym mogła zwinąć się w kłębek jak kotka i przespać te ponure dni w ciepłym fotelu...
pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz